niedziela, 17 sierpnia 2014

Warszawa da się lubić – a szczególnie BUW (English version above)

Biedę polskich bibliotek zna każdy humanista. Właśnie w humanistyce jest ona szczególnie dojmująca. Tu książki mają niekiedy większe znaczenie od artykułów, a słowo pisane nie starzeje się (mimo wszystko) tak szybko, jak w innych dziedzinach. Subskrybowane przez biblioteki bazy danych nie rozwiązują więc efektywnie problemu, bo zwykle nie ma tam książek, a już na pewno starszych książek (z lat 80. czy wcześniejszych), które w humanistyce pozostają często bardzo ważne dla danego zagadnienia przez długi czas. Nie chodzi tu tylko o opracowania, ale też o najbardziej podstawowe narzędzia pracy naukowej, jak edycje krytyczne klasycznych dzieł. Przykład: ani jedna biblioteka w Polsce nie dysponuje najlepszym naukowym wydaniem starotestamentalnej części Wulgaty, w 18 tomach (Roma: Libreria Editrice Vaticana, 1926–1995).

Polskie księgozbiory naukowe nie mogą więc konkurować z zachodnimi. Nie zmienia to jednak faktu, że troska o uzupełnianie zbioru widoczna jest w niektórych tutejszych ośrodkach bardziej niż w innych. Do tych „lepszych” bibliotek należy według mnie Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, wraz z przynależącymi do niej bibliotekami wydziałowymi. Często, kiedy szukam czegoś w NUKACIE, okazuje się, że jedyny egzemplarz (albo jeden z bardzo niewielu) danej książki ma właśnie BUW.

Ale BUW daje się lubić i z innego powodu: ze względu na jego wewnętrzną organizację, która pomaga czytelnikowi, zamiast go zniechęcać. Rozsądne dysponowanie książkami nie oznacza tu tworzenia zasieków dla korzystającego z księgozbioru. Biblioteka ma otwartą strukturę architektoniczną. Wchodząc, czytelnik rejestruje się sam przez przyłożenie karty do czytnika. Znajduje się wtedy w dużym, jasnym hallu, po którym może poruszać się swobodnie, nie niepokojony przez nikogo i korzystać: z katalogów, komputerów, czytelń i ich księgozbiorów podręcznych, a także z pokaźnej liczby książek w tzw. „wolnym dostępie”. Pomiędzy regałami stoją stoliki z lampkami, a na podłodze leży wykładzina, dzięki której nie rozbrzmiewają wszędzie złowrogie uderzenia obcasów o posadzkę.

Klimat BUWu
Stoliki wśród półek z książkami w "wolnym dostępie"

 Symboliczna dla tego „otwartego” stylu prowadzenia biblioteki jest tzw. „strefa pufa”. Fotele przypominające wielkie poduchy leżą na ziemi, a w nich, przybierając różne pozycje, odpoczywają czytelnicy z książką w ręku. Pufy pojawiły się w polskich bibliotekach dzięki sponsorującej je firmie KPMG. Nie wszystkie instytucje wykorzystały je jednak w ten sam sposób. Interesujący kontrast dla bujnej strefy pufa w BUW-ie stanowi pojedynczy puf z napisem KPMG znajdujący się w Bibliotece Jagiellońskiej. Prawie nigdy nikt go nie używa, bo miejsce, w którym siedzisko się znajduje, zupełnie nie sprzyja relaksowi, a co dopiero lekturze – jest to przestrzeń zaraz przy wejściu i stanowisku ochrony, w pobliżu szafek, w których czytelnicy zostawiają swoje rzeczy przed udaniem się do pilnie strzeżonych czytelni. Ot, kwestia podejścia.  

Jedyny puf w Bibliotece Jagiellońskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz