Biedę polskich bibliotek zna każdy humanista. Właśnie w
humanistyce jest ona szczególnie dojmująca. Tu książki mają niekiedy większe
znaczenie od artykułów, a słowo pisane nie starzeje się (mimo wszystko) tak
szybko, jak w innych dziedzinach. Subskrybowane przez biblioteki bazy danych
nie rozwiązują więc efektywnie problemu, bo zwykle nie ma tam książek, a już na
pewno starszych książek (z lat 80. czy wcześniejszych), które w humanistyce
pozostają często bardzo ważne dla danego zagadnienia przez długi czas. Nie
chodzi tu tylko o opracowania, ale też o najbardziej podstawowe narzędzia pracy
naukowej, jak edycje krytyczne klasycznych dzieł. Przykład: ani jedna
biblioteka w Polsce nie dysponuje najlepszym naukowym wydaniem
starotestamentalnej części Wulgaty, w 18 tomach (Roma: Libreria Editrice Vaticana, 1926–1995).
Polskie księgozbiory naukowe nie mogą więc konkurować z
zachodnimi. Nie zmienia to jednak faktu, że troska o uzupełnianie zbioru
widoczna jest w niektórych tutejszych ośrodkach bardziej niż w innych. Do tych
„lepszych” bibliotek należy według mnie Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego,
wraz z przynależącymi do niej bibliotekami wydziałowymi. Często, kiedy szukam
czegoś w NUKACIE, okazuje się, że jedyny egzemplarz (albo jeden z bardzo
niewielu) danej książki ma właśnie BUW.
Ale BUW daje się lubić i z innego powodu: ze względu na jego
wewnętrzną organizację, która pomaga czytelnikowi, zamiast go zniechęcać.
Rozsądne dysponowanie książkami nie oznacza tu tworzenia zasieków dla
korzystającego z księgozbioru. Biblioteka ma otwartą strukturę
architektoniczną. Wchodząc, czytelnik rejestruje się sam przez przyłożenie
karty do czytnika. Znajduje się wtedy w dużym, jasnym hallu, po którym może
poruszać się swobodnie, nie niepokojony przez nikogo i korzystać: z katalogów,
komputerów, czytelń i ich księgozbiorów podręcznych, a także z pokaźnej liczby
książek w tzw. „wolnym dostępie”. Pomiędzy regałami stoją stoliki z lampkami, a
na podłodze leży wykładzina, dzięki której nie rozbrzmiewają wszędzie złowrogie
uderzenia obcasów o posadzkę.
Klimat BUWu |
Stoliki wśród półek z książkami w "wolnym dostępie" |
Symboliczna dla tego „otwartego” stylu prowadzenia
biblioteki jest tzw. „strefa pufa”. Fotele przypominające wielkie poduchy leżą
na ziemi, a w nich, przybierając różne pozycje, odpoczywają czytelnicy z
książką w ręku. Pufy pojawiły się w polskich bibliotekach dzięki sponsorującej
je firmie KPMG. Nie wszystkie instytucje wykorzystały je jednak w ten sam
sposób. Interesujący kontrast dla bujnej strefy pufa w BUW-ie stanowi
pojedynczy puf z napisem KPMG znajdujący się w Bibliotece Jagiellońskiej.
Prawie nigdy nikt go nie używa, bo miejsce, w którym siedzisko się znajduje,
zupełnie nie sprzyja relaksowi, a co dopiero lekturze – jest to przestrzeń
zaraz przy wejściu i stanowisku ochrony, w pobliżu szafek, w których czytelnicy
zostawiają swoje rzeczy przed udaniem się do pilnie strzeżonych czytelni. Ot,
kwestia podejścia.
Jedyny puf w Bibliotece Jagiellońskiej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz