środa, 9 lipca 2014

Po co nam humaniści? – kolejna próba odpowiedzi na odwieczne pytanie – część I (English version above)

„Wydziały humanistyczne to fabryka bezrobotnych”, „A z czego będziesz żył?”, „Chcesz uczyć dzieci polskiego?”, „To nieużyteczne”, „Fajnie ci, że czytasz sobie stare książki za pieniądze podatnika” itd. itp. W zależności od etapu swojego życia humanista słyszy każdą z tych uwag w różnym natężeniu. Jeśli jeszcze nie ma żadnych dochodów – grozi mu bezrobocie (wypowiedzi 1–2) lub w najlepszym razie objęcie skrajnie nieatrakcyjnej posady (wypowiedź 3), jeśli zaczyna pobierać drobne wynagrodzenie – staje się darmozjadem, żerującym na uczciwej pracy podatników (wypowiedzi 4–5).

San Diego, 2013. Tu odbywała się konferencja, ale za pieniądze podatnika nocowałam w jednym z tańszych hosteli.
 
Ponieważ jestem humanistą pobierającym obecnie drobne wynagrodzenie za swoją pracę, skupię się właśnie na dwóch ostatnich zarzutach. Nigdy nie uważałam odpowiedzi na nie za łatwą czy oczywistą. Zdarzyło mi się, w przerwie od studiów doktoranckich, pracować przez rok w organizacji charytatywnej, między innymi dlatego że dręczyła mnie myśl o nieużyteczności i niepraktyczności pracy naukowej, którą podjęłam. Ze względu na rozczarowanie ową instytucją, ale też dzięki lepszemu rozpoznaniu własnych predyspozycji, postanowiłam wrócić na studia doktoranckie. Jednak wyraźne poczucie, że ta praca jest ważna, nie towarzyszyło mi jeszcze długo. Przez pewien czas uznawałam ją za swego rodzaju rozrywkę, rozrywkę być może nieco szlachetniejszego typu: „Jeśli ludzie znajdują przyjemność w oglądaniu seriali, dlaczego inni nie mają cieszyć się wysłuchaniem lub wygłoszeniem dobrego referatu na konferencji?” Dziś uważam, że w humanistyce chodzi jednak o coś więcej niż o rozrywkę. Ale mam nadzieję, że historia mojej niepewności w tej kwestii uczyni poniższą argumentację bardziej wiarygodną.

Ogólnie niewiele osób przyznałoby rację komuś, kto twierdziłby, że wszelka działalność w dziedzinie kultury jest niepotrzebna. Z reguły krytycy humanistyki mają na myśli jakąś część kultury, taką część, którą uznają za szczególnie nieużyteczną. Pojęcie „nieużyteczności” polemiści owi dookreślają na różne sposoby. Część z nich sugeruje, że nieużyteczni są humaniści zajmujący się kulturą dawną jako przestarzałą i dla nas nieaktualną. Część twierdzi, że warto poświęcać uwagę tylko naprawdę dobrej kulturze, a nie tej słabej (uciekają się oni często do argumentu ad Shakesperium – „rozumiem, gdybyś pisała o Szekspirze, no ale...”). Część uznaje, że sztuka jest wprawdzie potrzebna, bo daje ludziom jakąś przyjemność, ale nauka o niej nie ma już sensu – stanowi tylko wytwór frustratów, którzy sami nie mogli zostać artystami.

A więc po kolei. Kultura nie dzieli się na lepszą i gorszą ze względu na czas jej powstania. Taki sposób myślenia opiera się na naiwnym progresywizmie, który łatwo obalić. Ludzie żyjący pięćset lub trzy tysiące lat temu też byli ludźmi (to sformułowanie zawdzięczam Józefowi Mackiewiczowi, zobacz cytat tu) i nie widzę powodu, by dyskryminować wiedzę i mądrość, którą przekazali. Trudno naprawdę zdecydować, kto ma nam „mniej” do zaoferowania: Homer, Tołstoj czy Picasso. Nie wyobrażam sobie kultury ludzkości bez któregokolwiek z nich.

Podstępny jest także argument o wyższości jednej części kultury nad drugą ze względu na jej jakość. Dopiero bowiem głębokie studia nad tą kulturą i poświęcona jej energia humanistów właśnie pozwala wskazać, i to jeszcze z wieloma nieraz zastrzeżeniami, najdoskonalsze osiągnięcia ludzkości. Potrzeba ekspertów, którzy obraz leżący na strychu zidentyfikują jako nieznane arcydzieło van Gogha, albo którzy odkryją Norwida po latach zapomnienia. Poza tym, pytanie o jakość nie jest jedynym interesującym pytaniem, jakie można zadać otaczającym nas wytworom kultury.

Wreszcie ostatni argument: to właśnie często naukowcy (w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa), a nie tylko sami twórcy, zapewniali kulturze przekaz. Żaden z moich rozmówców nie popiera zapewne palenia dóbr kultury, którego świadkami byliśmy (jako ludzkość) choćby w czasie ostatniej wojny światowej. Naiwnością jest zaś twierdzenie, że coś takiego już się nie powtórzy. Nie tylko XX wiek, ale cała historia pokazuje, że mimo ogromnego wysiłku pokoleń – od pracy w skryptoriach po tworzenie bibliotek cyfrowych – obcujemy jedynie z jakimś ułamkiem dawnej kultury, ocalałej z zawieruchy dziejów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz